Dzięki nowym lekom i schematom leczenia dla coraz większej liczby pacjentów szpiczak plazmocytowy staje się chorobą przewlekłą. Warunkiem jest jednak wczesne zdiagnozowanie, szybkie podjęcie leczenia oraz możliwość stosowania najbardziej skutecznych opcji terapii na każdym etapie leczenia – podkreślają eksperci.
– Szpiczak plazmocytowy wciąż jeszcze pozostaje chorobą nieuleczalną, jednak większość pacjentów może żyć wiele lat, mimo choroby, zachowując funkcje społeczne, rodzinne, a w przypadku młodszych pacjentów także zawodowe. Coraz więcej widzimy takich osób – mówi prof. Krzysztof Giannopolus, prezes Polskiego Towarzystwa Hematologów i Transfuzjologów.
W Stanach Zjednoczonych mediana długości życia nowo zdiagnozowanych chorych to obecnie ponad 10 lat, a ponieważ mediana wieku rozpoznania choroby wynosi 70 lat, to coraz częściej długość życia pacjentów chorujących na szpiczaka nie będzie odbiegać od średniej długości życia populacyjnej. Na obecnym etapie szpiczak jest chorobą nawrotową, dlatego ważne jest, żeby był bardzo dobrze leczony zarówno w pierwszej linii leczenia, jak w każdym nawrocie.
Szybkie rozpoznawanie: ważna czujność lekarzy POZ
Dla rokowania chorego bardzo ważne jest też, żeby choroba została zdiagnozowana wcześnie, a leczenie było szybko rozpoczęte. – Warto raz do roku wykonywać morfologię, a także zawsze wtedy, gdy pojawiają się niepojące objawy, tak np. narastające zmęczenie, częste infekcje – zaznacza prof. Giannopoulos. Nie ma specyficznych objawów świadczących o zachorowaniu na szpiczaka, jednak niepokój powinna wzbudzić niedokrwistość, osłabienie, zmęczenie, częste i nawracające infekcje, dolegliwości bólowe kręgosłupa. – Nie muszą to być objawy szpiczaka, ale warto wykonać dokładniejsze badania. Lepiej, jeśli diagnoza zostanie postawiona na takim etapie, niż wówczas, gdy np. dojdzie do patologicznego złamania, niewydolności nerek czy niedokrwistość będzie tak duża, że konieczne staną się transfuzje krwi. Bardzo ważna jest czujność na poziomie lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Rokowanie pacjenta z wcześnie diagnozowanym szpiczakiem jest znacznie lepsze – podkreśla prof. Giannopoulos.
Leczenie pierwszej linii to w Polsce poziom światowy
Bardzo ważne jest stosowanie jak najbardziej skutecznych terapii na każdym etapie szpiczaka, już od pierwszej linii. Obecne możliwości leczenia w pierwszej linii są w Polsce na bardzo dobrym poziomie.
– W styczniu do refundacji został wprowadzony bardzo nowoczesny schemat trójlekowy (daratumumab, lenalidomid, deksametazon) dla pacjentów niekwalifikujących się do przeszczepienia, czyli dla ok. 70 proc. chorych. Wprowadzenie go było przełomem, bardzo na to czekaliśmy. W grupie pacjentów młodszych, kwalifikujących się do przeszczepienia już wcześniej dysponowaliśmy bardzo nowoczesnym schematem czterolekowym (daratumumab, bortezomib, talidomid, deksametazon). Dziś w pierwszej linii mamy dostęp do bardzo skutecznych, nowoczesnych terapii. To bardzo wysoki światowy standard – zaznacza prof. Giannopoulos.
– Możliwości leczenia szpiczaka w pierwszej linii są obecnie bardzo dobre: u chorych kwalifikujących się do autotransplantacji szpiku mamy dostępną bardzo dobrą terapię czterolekową, a później możemy zastosować lenalidomid w leczeniu podtrzymującym. U chorych niekwalifikowanych do transplantacji możemy stosować lenalidomid w bardzo dobrym połączeniu trójlekowym. Na dziś są to bardzo dobre rozwiązania – potwierdza prof. Dominik Dytfeld, prezes Polskiego Konsorcjum Szpiczakowego.
Wyzwanie: optymalne leczenie pacjentów nawrotowych
W trudniejszej sytuacji są pacjenci w kolejnych liniach leczenia: w pierwszym, drugim lub kolejnych nawrotach. Większość z nich otrzymywała już schematy leczenia zawierające lenalidomid, a często także bortezomib czy daratumumab, i mają na te leki oporność. Wyzwaniem jest taki dobór skutecznego schematu, by nie zawierał wcześniej stosowanych leków. – Jeśli dojdzie do progresji choroby czy wznowy w czasie trwania leczenia lenalidomidem, to musimy uznać pacjenta za opornego na ten lek. Jest niewielka szansa na to, że będzie on skuteczny w kolejnej linii. Dlatego dziś problemem numer jeden jest to, jak leczyć pacjentów opornych lub z nietolerancją na lenalidomid, a w dalszej kolejności na bortezomib czy daratumumab – mówi prof. Tomasz Wróbel, kierownik Kliniki Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Pacjentom z opornością na lenalidomid obecnie można zaproponować schemat karfilzomib plus deksametazon (Kd). – Wyborem numer jeden dla tej grupy chorych byłaby jednak terapia trójlekowa: karfilzomib, deksametazon oraz przeciwciało anty CD 38, czyli daratumumab lub izatuksimab. Schematy trójlekowe są skuteczniejsze. Schemat KdD, czyli karfilzomib, daratumumab i deksametazon, został zarejestrowany na podstawie badania CANDOR. Wykazało ono, że dzięki zastosowaniu schematu trójlekowego mediana czasu wolnego od progresji choroby niemal się podwoiła: z 15 miesięcy (schemat Kd) do 28 miesięcy (schemat KdD) – zaznacza prof. Dytfeld.
Ważna byłaby też lepsza dostępność do schematów trójlekowych będących połączeniem izatuksimabu w schemacie z pomalidomidem i deksametazonem (obecnie jest dostępny w Polsce tylko dla chorych po dwóch liniach leczenia, z niewydolnością nerek), a także łączące izatuksimab z innymi lekami.
Nowoczesna immunoterapia: szansa dla pacjentów z potrójną opornością
Bardzo dużym wyzwaniem jest też dobór leczenia dla pacjentów po trzecim i kolejnych nawrotach, którzy maja oporność na wcześniej stosowane leki: zarówno immunomodulujące (lenalidomid), jak na przeciwciała anty CD38 (daratumumab, izatuksimab) oraz inhibitory proteasomów (bortezomib, karfilzomib). Często są to nadal pacjenci w dobrym stanie ogólnym, dla których w Polsce dziś nie ma dostępnych najbardziej skutecznych opcji leczenia, jaką są nowoczesne immunoterapie.
– Dla pacjentów po trzech liniach leczenia zarejestrowane i rekomendowane są immunoterapie: limfocyty CAR-T oraz przeciwciała dwuswoiste, czyli terapie angażujące limfocyty T. To bardzo zaawansowana technologicznie terapia; przeciwciało monoklonalne, które ma podwójną swoistość: z jednej strony rozpoznaje komórkę nowotworową, a z drugiej limfocyt; doprowadza do fizycznego zbliżenia limfocytu do komórki nowotworowej i niszczenia nieprawidłowych plazmocytów. Obecnie przez FDA i EMA są zarejestrowane trzy takie leki: teklistamab, talketamab i erlanatamab. Dwa pierwsze są w procesie refundacyjnym, najbardziej zaawansowany jest teklistamab – wyjaśni prof. Giannopoulos.
W przypadku tego leku wyniki badań były bardzo pozytywne. – W badaniach rejestracyjnych uzyskiwano 65 proc. obiektywnych odpowiedzi, a byli to pacjenci z medianą pięciu wcześniejszych linii leczenia, bardzo mocno przeleczeni, potrójnie oporni na trzy klasy leków. To są świetne wyniki. Jest też nadzieja, że jeśli te leki będziemy stosować wcześniej, to wyniki będą jeszcze lepsze. Postęp medycyny w leczeniu szpiczaka jest ogromny – zaznacza prof. Giannopoulos.
– Bardzo cieszymy się z nowych możliwości leczenia, dzięki którym pacjenci mogą żyć i normalnie funkcjonować, być aktywni zawodowo, gdyż nie są one obciążające i nie mają wielu poważnych skutków ubocznych. Dzięki temu, że terapie są dostępne w Polsce, pacjenci nie są „wykluczeni” z życia. Chcielibyśmy, by możliwości indywidualizacji terapii były jak największe, bo każdy pacjent jest inny, powinien być inaczej leczony. Mamy bardzo dobre opcje w pierwszej linii, teraz czekamy na bardzo dobre opcje w nawrocie – zaznacza Łukasz Rokicki, prezes Fundacji Carita.