Opalanie się chroni przed nadciśnieniem, zawałem serca i udarem mózgu, a także sprzyja długowieczności. Korzyści zdrowotne wynikające z umiarkowanego wystawiania skóry na działanie promieni słonecznych przewyższają ryzyko zachorowania na czerniaka – twierdzą naukowcy z Edinburgh University w Szkocji.
I nie są w tym stwierdzeniu odosobnieni. Zagorzałym obrońcą i zwolennikiem rozsądnego przebywania na słońcu jest m.in. prof. Michael Holick z Uniwersytetu Medycznego w Bostonie, autor kontrowersyjnej książki „Zalety promieni UV” z 2004 r. Jego zdaniem, w wielu krajach mamy dziś do czynienia z epidemią przewlekłego niedoboru witaminy D, zwłaszcza u osób po 50. roku życia. Niedoborów witaminy D nie można bowiem zlikwidować stosując dietę bądź przyjmując suplementy ─ zapotrzebowanie organizmu może zaspokoić jedynie jej synteza w skórze odbywająca się pod wpływem promieniowania słonecznego.
To dlatego osoby unikające promieni słonecznych częściej niż reszta populacji cierpią na depresję, osteoporozę, bóle mięśniowe oraz choroby autoimmunizacyjne takie jak: stwardnienie rozsiane czy cukrzyca typu 1. Z badań prof. Holick’a wynika też, że niedobór słońca i witaminy D koreluje ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na nowotwory narządów wewnętrznych, m.in. raka jelita grubego i raka piersi. Jak wyjaśnia naukowiec, aktywna forma witaminy D chroni przed niekontrolowanymi podziałami komórek i w ten sposób zapobiega nowotworom. Do podobnych wniosków prowadzą analizy przeprowadzone przez NASA. Z zestawienia map natężenia promieniowania UV z danymi na temat częstości występowania raka w różnych rejonach USA wynika, że im dalej na północ, tym częściej diagnozuje się 13 różnych rodzajów nowotworów.
Najnowsze badania naukowców ze Szkocji dowodzą, że pod wpływem światła słonecznego w skórze wytwarzana jest nie tylko witamina D, ale także tlenek azotu (NO), czyli związek, który po przedostaniu się do naczyń krwionośnych obniża ciśnienie tętnicze krwi. Promieniowanie UV katalizuje bowiem przemiany nitratów (NO2 i NO3). A zatem, im więcej słońca, tym niższe ciśnienie krwi i w konsekwencji mniejsze ryzyko wystąpienia zawału serca i udaru mózgu. Opisany na łamach Journal of Investigative Dermatology (2013; 133, S209–S221) szkocki eksperyment polegał na porównaniu wartości ciśnienia krwi u osób, które przez 40 minut przebywały pod lampami emitującymi ciepło i promieniowanie UV oraz u osób wystawionych na działanie lamp emitującymi wyłącznie ciepło. Okazało się, że ciśnienie tętnicze spadło jedynie u tych osób, których skóra była poddana działaniu promieniowania ultrafioletowego.
Badacze zapowiadają kolejne ekspertyzy, w których będą sprawdzać, jakie jest rzeczywiste ryzyko zawału serca i raka skóry w zależności od natężenia i intensywności przebywania na słońcu. Z ich szacunkowych wyliczeń wynika bowiem, że w Europie zgony spowodowane przez zawały serca i udary mózgu związane z nadciśnieniem tętniczym zdarzają się aż 60-100 razy częściej niż te wywołane przez nowotwory skóry.
Wygląda więc na to, że ze słońcem jest jak ze wszystkim – najważniejsze to zachować umiar i znaleźć złoty środek.