O osiągnięciach i wyzwaniach w kardiochirurgii dziecięcej mówi prof. dr hab. n. med. Janusz Skalski, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej, Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie Prokocimiu.
Szpital w Krakowie Prokocimiu jest świeżo po remoncie. Przez cały ten czas kiedy były prowadzone prace, lekarze ani na chwilę nie zwolnili tempa. Jaki był ten ostatni rok dla kardiochirurgii w Waszej placówce?
Ilu pacjentów zoperowaliście w zeszłym roku?
Łącznie przeprowadziliśmy około 500 zabiegów. Zoperowaliśmy ponad czterysta wad serca – od najprostszych do najbardziej złożonych, przy czym trzeba zaznaczyć, że tych prostych mamy bardzo niewiele.
Co nawet dla najbardziej doświadczonych kardiochirurgów nadal jest wyzwaniem?
Najtrudniejszy jest pacjent ze złożoną wadą serca i innymi, nakładającymi się na tę wadę problemami. Na przykład zespół niedorozwoju lewego serca. To jest ogólna nazwa, która nie mówi wszystkiego. W tej wadzie zdarzają się dodatkowe obciążenia: ciężkie niedomykalności zastawkowe, niedomoga komory, nadciśnienie płucne, nieprawidłowości spływu żylnego, płucnego i systemowego. Te dodatkowe trudności powodują, że ta wada może podnosić coraz wyżej poprzeczkę. Dawniej takie dzieci były dyskwalifikowane do operacji. Teraz podejmujemy leczenie u wszystkich dzieci, nawet z wielowadziem, czyli takich, które są dotknięte nie tylko wrodzoną wadą serca, ale i wadami innych organów ciała. To są wady przewodu pokarmowego, układu moczowego, ośrodkowego układu nerwowego, przepuklina przeponowa, wrodzone wytrzewienie, itd. W takich sytuacjach kardiochirurg staje przed wyjątkowym zadaniem opanowania wszystkich tych trudności i zmierzeniem się z problemem, który do niedawna przerastał nas wszystkich.
Zdarzyły się przypadki, które w zeszłym roku Was przerosły?
Oczywiście, że tak. Medycyna nie radzi sobie jeszcze ze wszystkimi aspektami wrodzonych wad serca. Są sytuacje, kiedy serce nie nadaje się do naprawy. Jest to jednak tak znikomy odsetek, że nie powinno się go traktować jako porażki współczesnej medycyny. Takie sytuacje mogą się zdarzać jeszcze latami. Choć z drugiej strony postęp w technologiach medycznych i samej medycynie jest ogromny.
Jakie nowatorskie zabiegi wykonywał ostatnio Pański zespół?
Jako jedni z pierwszych na świecie wszczepialiśmy z profesorem Mroczkiem takie zastawki w ujście prawej komory do tętnicy płucnej, które dają nadzieję wzrastania wraz z dzieckiem. To biodegradowalne materiały oparte na technologii polimerów; stanowią szkielet dla własnych tkanek pacjenta. Trzeba pamiętać, że cokolwiek sztucznego wszczepiamy w ciało dziecka, to później to dziecko będzie rosło, a co za tym idzie wszczepiony element z czasem stanie się zbyt mały i będzie wymagał wymiany. Jeżeli okaże się, że technologia medyczna będzie w stanie zaproponować coś, co będzie rosło wraz z dzieckiem, będzie to krok milowy w kardiochirurgii. Oprócz tego w zeszłym roku wszczepiliśmy u najmłodszych w Polsce pacjentów pompy wirowe – wszczepialne do serca mechanizmy wspomagające pracę lewej komory serca. To też duży postęp. Z taką wszczepioną pompą dziecko może opuścić szpital, chodzić do szkoły, jeździć na rowerze, korzystać z uroków życia. To bardzo duży postęp. Dawniej takie dziecko było przykute do łóżka. Nie mogło opuścić szpitala. Nowoczesne technologie pozwalają pacjentowi lepiej żyć.
Spodziewana jest nowa pompa, którą macie ochotę wszczepiać chorym na HLHS.
Jeżeli będziemy przekonani, że jest to technologiczna nowość, która przyniesie korzyść pacjentowi staniemy na głowie, żeby to wszczepić. Potrzebny jest program naukowy i dobry kontakt z producentami, żeby mieć pełne rozeznanie, co firmy oferują. Zapewniam panią, że my to zrobimy.
Jak Pan myśli, kiedy to się stanie?
Myślę, że w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy, ale żeby nie obiecywać za dużo powiem, że to może być rok lub dwa. Na razie jednak skupiamy się na długotrwałym prowadzeniu pacjentów z jednokomorowym sercem po operacji metodą Fontana. To jest grupa pacjentów, która przez całe życie może mieć kłopot, bo brakuje jednej komory serca, która u normalnego człowieka tłoczy krew do płuc. U takich pacjentów pojawiają się komplikacje, związane z zastojem krwi żylnej systemowej. Wtedy ratunkiem może być mechaniczne wspomaganie. A ono jest już bardzo blisko nas.
Nie mogę nie zapytać… Jak się czuje Adaś, którego dwa lata temu uratował Pan ze skrajnej hipotermii?
Adaś jest zupełnie zdrowy. On już nie wymaga kontroli szpitalnych. Wymaga tylko dozoru, żeby nic podobnego więcej się nie przytrafiło (dwuletni chłopiec wyszedł w nocy z domu w samej piżamie przy dziesięciostopniowym mrozie. Kiedy go znaleziono, temperatura jego ciała wynosiła 12,7 stopnia – przyp. red.). Mieliśmy ostatnio kontakt. Biega, uczy się, dokazuje. Ręczę za to, że Adaś jest całkowicie zdrowym dzieckiem.