Środowisko kardiologiczne nie pozostawia suchej nitki na raporcie Najwyższej Izby Kontroli o realizacji świadczeń z kardiologii. Lekarze uważają, że opublikowany pod koniec maja dokument jest wadliwy i obnaża brak wiedzy medycznej u kontrolerów.
Na liście zarzutów ze strony NIK znalazł się m.in. wniosek, iż pacjenci z zawałem hospitalizowani są zbyt krótko. Tymczasem osiągnięciem nowoczesnej kardiologia inwazyjnej jest właśnie skrócenie pobytu szpitalnego chorych z OZW, w tym z zawałem serca.
„W przypadku chorych z zawałem i małym ryzykiem wg punktacji Zwolle i PAMI, skutecznie leczonych za pomocą angioplastyki wieńcowej (PCI), pobyt może ograniczyć się do 2-3 dni. M.in. dotyczy to chorych z zawałem serca z uniesieniem odcinka ST (STEMI), u których wykonano rekanalizację tętnicy dozawałowej w godzinę od rozpoczęcia bólu (1-2% chorych) i można było stwierdzić tzw. przerwany zawał – mówi prof. Paweł Buszman ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
Do kwestii długości pobytu w szpitalu odniósł się także prof. Robert Gil, kierownik Kliniki Kardiologii Inwazyjnej Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie, który wskazał, że w krajach zamożnych bada się przyczyny zbyt długiej hospitalizacji i związanych z nią niepotrzebnych kosztów, ponieważ przedłużenie hospitalizacji jest niezależnym czynnikiem ryzyka i pomnaża koszty leczenia.
Leczenie zachowawcze zawałów dalekie od skuteczności
Kardiolodzy – odnosząc się do dokonannego w raporcie NIK porównania wydatków leczenia zachowawczego ostrych zespołów wieńcowych do leczenia inwazyjnego – przekonują, że leczenie zachowawcze OZW to wbrew aktualnie obowiązującym wytycznym skazywanie chorych na niepotrzebnie długą hospitalizację w celu stabilizacji objawów, narażenie na powikłania, kolejne liczne hospitalizacje i rozwinięcie niewydolności krążenia.
„Według wielu badań randomizowanych rokowanie chorych z zawałem serca jest o wiele lepsze, gdy chorego wcześnie skieruje się na leczenie inwazyjne” – przekonuje prof. Adam Witkowski, kierownik Kliniki Kardiologii i Angiologii Interwencyjnej Instytutu Kardiologii w Aninie.
W opinii kardiologów, dużym błędem kontroli NIK i konsultantów raportu jest nieuwzględnienie odległych wyników i kosztów obu metod leczenia dla płatnika. Nieprawidłowe postępowanie w zawale serca w oddziałach zachowawczych generowało i generuje nadal powikłania i związane z tym duże koszty, co nie zostało sprawdzone i uwzględnione przez NIK.
Polska leczy według zaleceń europejskich
Lekarze zwracają uwagę, że NIK opiera swoje wnioski na ankietach i doświadczeniach swoich konsultantów. Jedną z ich opinii było, iż chory z zawałem powinien mieć oznaczane troponiny seryjne i być wypisany do domu dopiero wtedy, gdy ulegną one obniżeniu i znormalizowaniu. Konsultanci NIK określili to jako standard, który powinnien być przestrzegaćny przez wszyskich kardiologów, a w związku z tym NFZ i MZ powinno wydać odpowiednie regulacje w tej sprawie. Tymczasem kardiologów w Polsce obowiązują tylko wytyczne ESC (Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego) i PTK (Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego). To kolejna kwestia świadcząca o nieznajomości środowiska kardiologicznego przez autorów raportu – podkreślają kardiolodzy.
„Wytyczne europejskie są automatycznie tłumaczone na polskie. W UE i w Europejskim Towarzystwie Kardiologicznym uznano, że kraje Europy mają swoich przedstawicieli przy tworzeniu wytycznych i jest szeroka reprezentacja europejska i w momencie, kiedy wchodzą nowe wytyczne to poszczególne kraje akceptują je na rzecz swojego kraju, a więc one są tylko tłumaczone i są dla nas obowiązujące. Mierzy się procent wykonywania zaleceń europejskich. Im większy procent realizacji tych wytycznych, tym większa skuteczność medycyny i mniejsza śmiertelność Polaków. Im gorszy, niski procent, tym gorsze wyniki leczenia i taki kraj uznaje się za posiadający ośrodki słabsze w Europie. Czyli w takim kraju jakość medycyny jest gorsza, a przez to śmiertelność większa. To znany fakt dla kardiologów, a szczególnie jestem upoważniony do tej wypowiedzi pracując wiele lat od 2005 roku do dzisiaj w Zarządzie Asocjacji Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (EAPCI ESC)” – wyjaśnia prof. Dariusz Dudek, przewodniczący Rady Instytutu Kardiologii Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum w Krakowie.
Raport nie uwzględnia map potrzeb zdrowotnych
Kardiolodzy przypominają, że potrzeby kardiologiczne mieszkańców Polski określają stworzone przez Ministerstwo Zdrowia mapy potrzeb zdrowotnych. Pokazują one, iż w naszym kraju powinna funkcjonować jedna pracowania hemodynamiki na 250 tys. mieszkańców. Wskazuje na to, oprócz profilu zdrowotnego dzisiejszej polskiej populacji, również duża jak na warunki europejskie wielkość terytorium naszego kraju i jego gęstość zaludnienia (duże rozproszenie ludności).
„W mapach potrzeb zdrowotnych i procedurach wzorcowych Ministerstwo Zdrowia promuje nowoczesną kardiologię i kardiochirurgię, a w swoim raporcie NIK powraca do nieskutecznego leczenia zachowawczego” – podkreślają lekarze.