Rozmowa z doktorem Michałem Barańskim, szefem Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Szpitalu Specjalistycznym Brzeziny.
Gorączka, ból gardła, wszystko dzieje się w dzień wolny od pracy albo w środku nocy. Pewnie zdarza się, że osoby z tymi objawami idą po pomoc do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego (SOR). Dobrze robią?
Takie objawy najczęściej nie zagrażają życiu, a tym samym nie ma wskazań do zgłoszenia się na SOR. W tej sytuacji zwykle wystarczy zażyć leki obniżające ciepłotę ciała, na przykład paracetamol czy ibuprofen i następnego dnia pójść do lekarza pierwszego kontaktu. Jeśli są dni wolne, święta wybierzmy się do nocnej, świątecznej pomocy. Skorzystajmy z niej od razu, jeśli dolegliwości są dokuczliwe – nie trzeba czekać koniecznie do następnego dnia. Każdy z nas inaczej przecież znosi chorobę.
Skąd u nas takie myślenie, że kiedy przychodnia jest zamknięta idziemy do szpitala? Z dawnych czasów, kiedy były szpitale dyżurne, ostre dyżury, dyżurne specjalizacje?
Myślę że tak. To tkwi w naszych głowach do tego stopnia, że kiedy ktoś ma podwyższone ciśnienie tętnicze też zgłasza się na SOR. Są nawet sytuacje, że kiedy komuś podczas świąt albo długiego weekendu skończą się leki, idzie po receptę na SOR, bo przecież tu są lekarze. I jest bardzo zdziwiony, obrażony, kiedy spotka się z odmową. SOR czy szpitalna izba przyjęć nie są jednak od przedłużania leków, zajmowania się przeziębieniami, nieurazowymi bólami stawów, a nawet wysokimi wartościami ciśnienia tętniczego, jeśli nie towarzyszą mu inne objawy, takie jak na przykład bóle w klatce piersiowej. Nie powinniśmy też iść na SOR z powodu dolegliwości bólowych o stałym czy nawet dużym nasileniu, utrzymujących się od tygodni czy miesięcy, jeśli nie stało się nic groźnego, nie doszło do nagłego poważnego pogorszenia stanu zdrowia. Takie dolegliwości wymagają planowej diagnostyki, często wykraczającej poza ramy SOR, wręcz tu niewskazanej, ponieważ na SOR trafiają chorzy w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Oczywiście wysokiego ciśnienia czy bólów – podobnie jak ostrych objawów przeziębienia, grypy – nie należy bagatelizować, są to wskazania do konsultacji lekarskiej. Tyle że w nocnej, świątecznej pomocy lekarskiej. I jeżeli tam lekarz uzna, że wymagają dalszej diagnostyki lub obserwacji można oczywiście zgłosić się na SOR lub ze skierowaniem na odpowiedni oddział szpitalny.
A może pacjent myśli sobie tak: pójdę do szpitala, na SOR, to przy okazji zrobią mi potrzebne badania, bo nie doczekam się tego w przychodni, a zanim dostanę się do specjalisty miną wieki. W SOR mam jedno i drugie od ręki.
Nie chcę przypisywać takich zachowań pacjentom. Ale jeśli się zdarzają, nie zawsze muszą wynikać z wyrachowania. Niepewność co do stanu własnego zdrowia, długie oczekiwanie na badania wpływają przecież frustrująco na chorych, co czasem kończy się decyzją, by iść na SOR z nadzieją na wykonanie badań, konsultację specjalisty, do którego trzeba czekać kilka tygodni lub miesięcy w kolejce. Nie rozgrzeszam takiego myślenia i postępowania, staram się je zrozumieć. I mogę tym osobom podpowiedzieć, że jeżeli nawet w SOR uzyskają konsultację specjalisty z danej dziedziny, to często nie będzie to taka konsultacja, jaką uzyskaliby w poradni specjalistycznej. Będzie to najczęściej – po udzieleniu doraźnej pomocy, jeśli będzie to konieczne – zalecenie wykonania badań, które przybliżą do postawienia właściwej diagnozy, wdrożenia właściwego leczenia. Z drugiej strony – wracając do wątku, że w SOR wykonają choremu potrzebne badania – muszę ze smutkiem stwierdzić, że tak myślą też niektórzy lekarze POZ. Sami nie zlecają wykonania podstawowej diagnostyki swoim pacjentom i zdarza się, że odsyłają ich do szpitala.
To powiedzmy wyraźnie, dlaczego istnieją SOR-y, dla kogo je utworzono?
SOR-y, czyli Szpitale Oddziały Ratunkowe są jednostkami szpitala utworzonymi w celu udzielaniu pomocy medycznej osobom w stanie zagrożenia życia. Podkreślmy te trzy ostatnie słowa – chodzi o chorych, których życie jest w niebezpieczeństwie. W SOR jest wykonywana wstępna diagnostyka, mająca na celu znalezienia przyczyny stanu w jakim znalazł się chory i jak najszybsze podjęcie leczenia w zakresie niezbędnym dla stabilizacji funkcji życiowych pacjenta. Zadaniem SOR jest też skierowanie chorego do konkretnego oddziału czy wyspecjalizowanej placówki, jeśli w danym szpitalu nie ma możliwości odpowiedniego leczenia i pogłębienia diagnostyki.
W SOR nie obowiązuje zwykła kolejka, na przykład według kolejności przyjścia.
Tak, tu nie ma kolejki – o kolejności przyjęcia decyduje stan w jakim jest pacjent. Jak to działa w praktyce? Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: do SOR dociera trzech chorych. Najpierw ten z silnymi dolegliwościami bólowymi, wymiotami, uczuciem parcia na mocz. Drugi, który przychodzi po nim, zgłasza jedynie (albo aż!) uczucie pogorszenia mowy, zawroty głowy i uczucie drętwienia lewej połowy ciała. Kilka minut później trzeciego pacjenta z podejrzeniem zawału mięśnia sercowego przywozi karetka, przy czym chory nie ma silnie wyrażonych dolegliwości. Lekarz dyżurny SOR musi podjąć decyzję, kim zajmie najpierw, a kto będzie ostatni. Pierwszy chory ma prawdopodobnie kolkę nerkową – zwykle nie jest to stan zagrożenia życia, choć na pewno chory bardzo cierpi. Drugi chory może mieć udar, tu liczy się każda minuta – na włączenie właściwego leczenia celowanego mamy tylko 4 godziny. Przy czym objawy mogą wynikać z zupełnie innych przyczyn – trzeba więc pilnie wykonać tomografię głowy, zlecić badania krwi. Podobnie jest w przypadku chorego przywiezionego przez pogotowie. Jak widać, chory, który cierpi najbardziej, a który dotarł na SOR najwcześniej, zostanie przyjęty jako ostatni. Oczywiście w rzeczywistości często zajmujemy się kilkoma chorymi prawie jednocześnie. Tym, których irytuje brak w SOR kolejki według tego, jak kto przyszedł, zacytuję refleksję, którą ostatnio przeczytałem na jednym z portali. Brzmiała mniej więcej tak: „Jeżeli czekasz w poczekalni SOR na swoją kolej, a ona wciąż nie nadchodzi, patrzysz jak przed tobą wzywani są ludzie, którzy przyszli długo po tobie, czujesz narastający gniew i frustrację pomyśl, że może twoje problemy zdrowotne nie są poważne, że inni przed tobą są w dużo gorszej formie – może za ścianą walczą o ich życie, a ty, jeśli czekasz długo na lekarza, może jesteś szczęściarzem”. Warto też pamiętać o tym, że zgłaszając się na SOR z błahymi dolegliwościami angażujemy lekarza, który ma mniej czasu i sił na pomoc tym, którzy bardziej jej potrzebują.
Czyli jeśli ktoś zgłosi się na SOR na przykład z gorączką i bólem gardła może czekać nawet kilka godzin?
Tak. Albo nie zostanie w ogóle przyjęty. Po rozpoznaniu, badaniu może tak się zdarzyć, że lekarz odeśle taką osobę do domu z zaleceniem zgłoszenia się do lekarza POZ lub skieruje ją do Nocnej Pomocy Lekarskiej. Podobnie może być z osobami zgłaszającymi się ze schorzeniami przewlekłymi wymagające podstawowej diagnostyki, opieki w poradni specjalistycznej lub POZ. Wszystko zależy od tego, ilu do SOR zgłosi się w tym czasie pacjentów wymagających pilnej, natychmiastowej pomocy, której trzeba udzielić najdłużej w ciągu godziny, ilu będzie wymagać tzw. interwencji odroczonej, czyli w ciągu 4-8 godzin. Jako przykład tych, którzy mogą czekać bardzo długo podajemy gorączkę i ból gardła, ale warto uświadomić sobie, że długo mogą czekać także – po ocenie stanu zdrowia i niezbędnym pierwszym zaopatrzeniu – chorzy z lekkimi obrażeniami ciała i ranami nie stanowiącymi zagrożenia życia (na przykład ranami dłoni, zwichnięciami, złamaniami). Oczywiście – co podkreślam jeszcze raz – dzieje się tak w przypadku, gdy w SOR są chorzy wymagający pomocy natychmiastowej i pilnej. Jeśli ich nie będzie, pacjenci mniej chorzy czy poszkodowani zostaną zaopatrzeni przez lekarza w ciągu kilku minut od przybycia do SOR – nie ma wtedy mowy o tym, że trzeba czekać kilka godzin.