Na temat najnowszych wykazów leków refundowanych oraz nadziejach związanych ze zmianą ekipy w resorcie zdrowia Portale Medyczne rozmawiają z prof. Maciejem Małeckim, prezesem Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego.
Nie dość, że nie jest listą marzeń, to jest kolejną listą diabetologicznych rozczarowań. Znowu nie pojawiła się bowiem żadna nowa cząsteczka cukrzycowa. Wciąż nowoczesna terapia w cukrzycy typu 2 – leki inkretynowe oraz inhibitory SGLT2 – jest dla polskich pacjentów niedostępna w związku z barierą cenową. Trudno popadać w euforię z samego faktu, że na liście zostały utrzymane dwa analogi Lantus i Levemir objęte refundacją w Polsce od kilku lat i że nieco spadła ich cena po wzroście we wrześniu, co zostało spowodowane wejściem biopodobnej glarginy. Trudno tą sytuację nazwać sukcesem polskiej diabetologii.
Cała nadzieja w tym, iż fakt, że teraz mamy na liście refundacyjnej trzy analogi długodziałające, przełoży się na szerszy dostęp pacjentów do ich stosowania w cukrzycy typu 2. Liczymy na to, że już przy następnej liście refundacyjnej zostanie poczyniony krok w tym kierunku.
Jak można wytłumaczyć brak na refundacji leków, co do których pozytywne opinie specjalistów są jednoznaczne?
Wciąż spotykamy się z argumentem finansowym, tzn. Ministerstwo Zdrowia obawia się skutków ekonomicznych refundacji. Kiedy bierze się pod uwagę całą polską populację pacjentów z cukrzycą typu 2, to potencjalnie wychodzą duże sumy, bo po prostu tych pacjentów są tysiące. My podpowiadamy decydentom jak zmniejszyć ten koszt, ale potencjalna cena wciąż ich paraliżuje.
Warto zwrócić uwagę, że bilans zapewnienia dostępu do nowoczesnych terapii stanie się opłacalny, jeśli spojrzy się na niego nie tylko przez pryzmat bieżących wydatków, ale także kosztów leczenia powikłań cukrzycy.
Koszt zapewnienia wąskiej grupie chorych spełniających określone parametry dostępu do nowoczesnych leków wyniósłby w roku 2016 dla Narodowego Funduszu Zdrowia kilkadziesiąt mln złotych, bez uwzględnienia instrumentów podziału ryzyka oferowanego przez firmy, co może znacząco obniżyć szacowane koszty.
Biorąc pod uwagę ograniczenia budżetowe Narodowego Funduszu Zdrowia, rozwiązaniem kompromisowym wydaje się być stopniowe obejmowanie nowoczesnych leków, inkretyn i inhibitorów SGLT2, refundacją. Zapewni to dostęp do tego leczenia stosunkowo wąskiej grupie chorych pacjentów, którzy mogą odnieść z takiej terapii największa korzyści – otyłych, z brakiem osiągniętego wyrównania metabolicznego, z dużym ryzykiem niedocukrzeń lub ich skutków. W efekcie opóźni się też konieczność wdrażania kolejnych etapów leczenia, często droższych niż etap poprzedzający (koszt insulin i pasków do monitorowania glukozy). Ponadto spowoduje to oszczędności w innych obszarach budżetu przeznaczonego na refundację leków przeciwcukrzycowych, hospitalizacji, kosztów leczenie niedocukrzeń, etc.
To nie są wystarczające argumenty?
Niestety nie.
Czy jest szansa, że zmiany polityczne coś zmienią w polityce refundacyjnej i postrzeganiu znaczenia nowoczesnych terapii w leczeniu cukrzycy w Polsce?
W kwestiach poglądów politycznych środowisko diabetologów stanowi odzwierciedlenie całego polskiego społeczeństwa. Ale niezależnie od tego, jakie kto z nas ma poglądy, sympatie i antypatie polityczne wszyscy z nadzieją patrzymy na zmianę, która ma się dokonać w Ministerstwie Zdrowia. Bo trzeba powiedzieć, że przez ostatnie cztery lata mieliśmy do czynienia z bardzo fiskalnym, księgowym traktowaniem. Mam na myśli głównie Departament Lekowy i jego kierownictwo. Osoby nim kierujące nie potrafiły wznieść się ponad doraźny, krótkoterminowy budżet. Nie potrafiły spojrzeć nieco szerzej na długofalowe korzyści dla pacjentów. Spotykaliśmy się z absurdalnymi argumentami, że jeśli leki są kilkakrotnie droższe to powinny kilka razy silniej działać. A przecież leki innowacyjne zawsze są droższe, a w momencie, kiedy wchodzą leki generyczne ich cena spada o 90 proc. Analogicznie można by zadać pytanie, czy innowacyjne leki na nadciśnienie, nowoczesne leki przeciwzakrzepowe czy onkologiczne też powinny kilka razy silniej działać, przedłużać życie? To sprowadza rzecz całą do absurdu.