Nadmierne kontrolowanie i wyręczanie dziecka to zachowania charakterystyczne przede wszystkim dla matek.
W rozwoju dziecka mówi się o psychicznych narodzinach dziecka lub potocznie o odcięciu pępowiny. Jest to moment, kiedy dziecko dokonuje psychicznej separacji od matki po to, by wytworzyć własną, niezależną, odrębną tożsamość. Wymaga to gotowości dwóch stron: matki i dziecka. Już około 50% trzylatków jest gotowych na proces separacji. By do niego doszło i by przebiegł on prawidłowo, dziecko musi mieć pewność, że jeśli poniesie porażkę, będzie czekała na nie jakaś „bezpieczna baza”, do której zawsze można pójść, poskarżyć się, z którą można wymyślić nowe rozwiązanie. To najczęściej matka. Bardzo ważna jest również postawa ojca. Aby doszło do separacji od matki, dziecko powinno przenieść pewien model relacji łączących je z matką na relacje z drugą najbliższą osobą, czyli z ojcem. Może to być również dziadek czy babcia. Ta druga osoba jest potrzebna do tego, by dziecko sprawdziło się w relacji „ja – inni ludzie” i przekonało się, że nic mu z ich strony nie zagraża. Nabiera w ten sposób zaufania do świata. Jeżeli dziecko nie ma do kogo „odejść”, to separacja z matką nie nastąpi do czasu pojawienia się takiej osoby.
Niestety są dzieci, które nigdy nie doświadczą procesu separacji. To dzieci matek wysokolękowych, depresyjnych. Taka matka zrobi wszystko, żeby dziecko przy sobie zatrzymać. Przejawem takiej postawy jest nadopiekuńczość.
Skłonność do nadopiekuńczości nie jest rzadkością wśród rodziców, jednak najczęściej chodzi o matki. Rzadziej spotyka się nadopiekuńczych ojców, nawet wśród tych samotnie wychowujących dzieci. Być może taka postawa matek związana jest z uwarunkowaniami kulturowymi. W Polsce wzorem macierzyństwa jest tzw. matka Polka, która bez reszty poświęca się dziecku. Jej szczęście i dobro są mniej ważne niż szczęście i dobro dziecka. Powinna więc zrezygnować z własnych pragnień, zainteresowań i wszystko podporządkować dziecku. Ma ono stanowić epicentrum jej świata.
Nadopiekuńczość najczęściej wynika z wcześniejszych doświadczeń rodzica, postawy lękowej z towarzyszącym jej brakiem wiary we własne dziecko i potrzebą kontroli. Nadopiekuńcza matka wszędzie widzi niebezpieczeństwo, przed którym musi chronić swoje „maleństwo”. Im większy lęk jej towarzyszy, tym większe jest ryzyko nadopiekuńczości. Natomiast im mniejszy lęk, tym większe zaufanie do swojego dziecka, wiara w jego możliwości oraz zrozumienie, jak ważne jest danie mu prawa do dokonywania własnych wyborów i konfrontowania się z ich skutkami.
W przypadku małych dzieci nadopiekuńczość jest trudniejsza do zauważenia. Nie dziwimy się przecież, że mama dwulatka wybiera mu ubranie do przedszkola, myje go albo każe mu włożyć czapkę. To wydaje się normalne w tym wieku. Z nadopiekuńczością mamy do czynienia wtedy, gdy rodzic nie pozwala maluchowi na podjęcie jakiejkolwiek decyzji, chociażby dotyczącej tego, czy chce jeść z zielonego czy z czerwonego talerza. Dokonywanie takich prostych wyborów kształtuje w dziecku poczucie sprawczości, które jest elementem jego „ja”.
Karmienie dziecka, ubieranie czy mycie go w pewnym wieku nie musi być przejawem nadopiekuńczości. Jeśli jednak rodzic myje dziecko 5. letnie, nie dając mu możliwości doświadczenia swojego ciała – nie jest to dla niego dobre. Przejawem nadopiekuńczości może być też pozornie błahe pytanie skierowane do trzylatka: „Czy jesteś głodny?”. Matki nadopiekuńcze takie pytanie zadają jednak co 3 godziny. Można przyjąć, że to jest zwykła troska o zdrowie dziecka. Tymczasem wyrazem troski sprzyjającej rozwojowi jest poznanie swojego dziecka – np. tego, kiedy chce jeść, czy też wcześniejsze przygotowanie mu kanapki, by mogło po nią sięgnąć w chwili głodu. W pierwszej sytuacji dziecko nie ma możliwości doświadczenia głodu. Bardzo często zdarza się więc, że dzieci z takimi doświadczeniami mylą odczucia, które dają podobne symptomy fizyczne. Nie wiedzą na przykład, czy są głodne czy złe.
Między troską a nadopiekuńczością
Nierzadki jest przykład kilkulatków codziennie rano ubieranych przez matki, które spiesząc się do pracy nie dają im możliwości samodzielnego ubrania się przed pójściem do przedszkola czy szkoły. Nadopiekuńczość matek w tym wypadku można tłumaczyć trudnymi okolicznościami. Nie usprawiedliwiają one jednak ich postępowania, tym bardziej, że rozwiązanie w tej sytuacji jest proste: dziecko wstaje pół godziny wcześniej, żeby samo mogło się ubrać. To wbrew pozorom bardzo istotne, gdyż dzieci nadopiekuńczych matek często mają problemy w środowisku przedszkolnym czy szkolnym. Wyręczane we wszystkim przez opiekunkę stają się bezradne, gdy muszą coś zrobić samodzielnie. I nawet nie próbują nauczyć się nowych zachowań, przyjmując z góry, że po prostu nie umieją. Są mniej skłonne do podejmowania kolejnych prób. Nie odczuwają również dyskomfortu związanego z podjęciem złej decyzji. Nie uczą się więc, w przeciwieństwie do dzieci, które dostają możliwość dokonania wyboru, że mogą ponieść porażkę.
Dzieci niepełnosprawne są dużo bardziej narażone na nadopiekuńczość. W ich przypadku wynika ona nierzadko z niewłaściwie przepracowanej żałoby rodziców po stracie dziecka pełnosprawnego, wobec którego mieli oni określone plany i marzenia. Zamiast zdrowego malucha pojawia się inne dziecko – niepełnosprawne, do opieki nad którym rodzice zupełnie nie są przygotowani. Czują się niekompetentni, mają poczucie winy, są pełni obaw o to, jak poradzi sobie ono w życiu. Stwierdzono, że im większy jest dysonans między obrazem dziecka, które rodzic chce mieć, a dzieckiem, które ma, tym większa nadopiekuńczość. Dlatego tak ważne jest, by rodzice, którzy nie potrafią poradzić sobie z żałobą po utracie dziecka pełnosprawnego, skorzystali z pomocy psychologa, który pomoże im przejść trudny okres i zaakceptować swoje dziecko takim, jakie jest. Jeśli tego nie zrobią, przez całe życie będą pragnąć dziecka, którego nie posiadają, skazując tym samym swojego niepełnosprawnego syna czy córkę na sieroctwo psychiczne. Nie jest jednak tak, że każde dziecko niepełnosprawne, którego rodzice nie przeżyli właściwie okresu żałoby, będzie narażone na nadopiekuńczość.
Pojawieniu się zachowań nadopiekuńczych w rodzinie sprzyja również więź lękowa pomiędzy matką a jej niepełnosprawnym dzieckiem. Jeśli matka ma wysoki poziom lęku i poczucie krzywdy z posiadania dziecka niepełnosprawnego, będzie intuicyjnie chronić je przed doświadczaniem porażek. Powodem lęku o dziecko często jest niezrozumienie jego sytuacji, np. kiedy słyszący rodzic niesłyszącego dziecka nie potrafi sobie wyobrazić, jak poradzi sobie ono w szkole. Nie dopuszcza do siebie myśli, że jego dziecko wypracowało pewne strategie radzenia sobie w trudnych sytuacjach. I nawet jeśli on nie wie, czy umiałby sobie w danej sytuacji poradzić, to nie znaczy, że jego dziecko tego nie umie. Mama czy tata powinni zatem skupić się na tym, co ich niepełnosprawne dziecko potrafi, a nie na tym, z czym sobie nie radzi. Wtedy ich zaufanie do dziecka wzrośnie, a lęk będzie mniejszy.
Jaś i Małgosia reagują inaczej
Sposób, w jaki dziecko będzie reagowało na nadopiekuńczość rodzica, zależy od tego, jak silnie rozwinięte jest jego poczucie tożsamości i niezależności. Przykładem może być rodzeństwo, którego matka szukała pomocy terapeuty nie mogąc poradzić sobie z 3. letnią córką. Okazało się, że dziewczynka chciała jeść samodzielnie. Dla matki przerażające było to, że córka jej nie słucha, parska jedzeniem, podczas gdy starszy brat grzecznie pozwalał się karmić do dziesiątego roku życia. Dzieci niezależne, które mają poczucie własnej tożsamości, reagują na nadopiekuńczość buntem. Te natomiast, które są spolegliwe, a ich poczucie tożsamości jest rozmyte, będą reagowały dosyć biernie, przyjmując ją bezwarunkowo. Nie wszystkie dzieci będą pozwalać na rodzicom na zachowania nadopiekuńcze. Jedno może ulec, ale drugie będzie się broniło przed wszelkimi próbami przejęcia jego tożsamości. Można więc przypuszczać, że istnieje jakaś podatność na tego typu zachowania.
O konsekwencjach nadopiekuńczości
Konsekwencje nadopiekuńczości widać nie tylko w dzieciństwie, lecz także w późniejszych latach życia. Taki sposób wychowania ma wpływ na relacje nawiązywane z innymi ludźmi. Są one zazwyczaj krótkotrwałe i trudne do utrzymania. Trwają do pierwszego konfliktu. W momencie pojawienia się trudności osoby wychowywane przez nadopiekuńczego rodzica z reguły wycofują się z relacji. Nie wyciągają też wniosków z konfliktu, gdyż nie widzą problemu w sobie. Zawsze winna jest ta druga strona.
Podobnie dzieje się w sytuacjach, w których trzeba ponosić odpowiedzialność za swoje zachowania. Dziecko nadopiekuńczej matki nawet przyłapane na gorącym uczynku powie: „To nie ja”. Natomiast dziecko, które nie doświadczyło nadopiekuńczości albo doświadczyło jej w niewielkim stopniu, wie, że złe zachowania przynoszą negatywne skutki. Inaczej reaguje na przyjęcie kary. W sposobie przyjmowania kary widać, czy dziecko bierze odpowiedzialność za to, co zrobiło. Jeżeli nie robi tego w wieku 5 lat, to mając 20 lat również nie będzie potrafiło ponieść konsekwencji swoich działań. Nie będzie też w stanie zaopiekować się samym sobą, a jeśli kiedyś założy rodzinę, to również bliskimi.