Dzieci na swój własny sposób przeżywają negatywne emocje, które dla dorosłych – rodziców, nauczycieli, opiekunów – są niezrozumiałe. Nawet psychologowie nie zawsze potrafią je rozpoznać i im zaradzić. Za jedną ze skuteczniejszych metod pomocy takim dzieciom uznaje się Play Therapy, czyli terapię poprzez zabawę. Na czym polega ta metoda i dlaczego jest taka skuteczna? Rozmawiamy z Niną Ambroziak, psychologiem, jedną z pierwszych terapeutek Play Therapy w Polsce.
Czym z punktu widzenia terapeuty jest zabawa?
Zabawa to język dziecka. Zabawki pełnią zaś funkcję wyrazów. Zależnie od tego, które z nich dziecko wybiera i jak zachowuje się w czasie tej spontanicznej aktywności, jaką jest bawienie się, można obserwować, co ono odczuwa i skąd biorą się problemy, z powodu których rodzice czy opiekunowie szukają pomocy u psychologa lub psychoterapeuty. Najprościej mówiąc, zabawa to sposób, dzięki któremu można najlepiej komunikować się z dzieckiem. Dziecko w każdym wieku, bawiąc się, niejako „opowiada” o swoich problemach. Trzeba tylko uważnie je obserwować, stwarzać odpowiednie warunki do tego opowiadania…
Czy dzieci mające konkretne problemy wybierają określony typ zabaw?
Nie ma badań, które by to potwierdzały. Nie tylko z moich obserwacji wynika jednak, że każde dziecko ma określony repertuar ulubionych zabaw. Dlatego w gabinecie terapeutycznym Play Therapy jest mnóstwo zabawek – pacynki, klocki, lalki, maski, samochody, materiały plastyczne itp. Dziecko może bawić się tym, na co ma ochotę. Wybór zabawki jest pierwszym, ważnym krokiem w terapii. Często przez cały jej okres albo do momentu kulminacyjnego dziecko posługuje się w zabawie tylko jedną z nich.
Czym różni się zabawa w gabinecie terapeuty od zabawy w domu?
W domu rodzice oczekują, że dziecko będzie okazywało pozytywne emocje wobec wszystkiego, co je spotyka. Negatywne emocje dziecka budzą najczęściej sprzeciw rodziców i chęć zmiany. Podczas zabawy w gabinecie Play Therapy psycholog poprzez swoje reakcje, mimikę, gesty odzwierciedla dziecku przeżywane przez nie emocje (jest jakby jego lustrem), zarówno pozytywne, jak i negatywne.
Aby to wyjaśnić, opowiem o czteroletnim chłopcu, którego przypadek był omawiany na warsztacie szkoleniowym. Dziecko to było ofiarą przemocy psychicznej (słownej) ze strony dziadka. Przez kilkanaście sesji ten maluch wypowiedział najwyżej 20 słów. Do zabawy na zajęciach wybierał ciastolinę, potem zaczął korzystać z plasteliny, a po piątej sesji – z masy papierowej. To był ten materiał, przy użyciu którego zaczął powoli odkrywać swoje uczucia. Stworzył z niego rodzinę węży. To nie był przypadek. Tak naprawdę, bawiąc się masą papierową, tworzył figury ważne w jego życiu. Wąż – tata był najdłuższy, bo ojciec był najwyższy w rodzinie, wąż – babcia miał wielkie oczy i był najgrubszy, wąż – mama miał zaklejone usta, bo matka się nie odzywała, tylko we własny sposób przeżywała cierpienie swojego dziecka. Na przełomowej sesji chłopiec zaczął zmieniać charakter zabawy – bawił się bardziej dynamicznie. Początkowo tylko zagniatał, ściskał materiał, potem walił pięścią w stół, na którym leżała masa plastyczna. W końcu chłopiec zaczął rzucać nią o ziemię, deptać i krzyczeć: „Nienawidzę cię!”. W tym momencie materiał plastyczny stał się dla niego czymś, na co mógł przenieść te uczucia, których nie mógł w żaden sposób wyrazić w domu. Można sobie wyobrazić, jak wielki musiał być ich pokład, skoro chłopiec w pewnym momencie krzyknął: „Zabiję cię!” i zaczął mocno walić masą plastyczną w ścianę. To była kluczowa sesja dla jego terapii. Chłopiec w warunkach stworzonych przez terapeutę poczuł się bezpiecznie i dzięki temu mógł skonfrontować się ze swoimi najbardziej skrywanymi uczuciami. Terapeuta przyjął i zaakceptował wszystkie uczucia dziecka. Podczas kolejnej sesji masa papierowa poszła w odstawkę. Chłopiec zainteresował się zabawkami konstrukcyjnymi i klockami. Zaczął bawić się tak, jak zwykle bawi się dziecko w jego wieku.
Chłopiec wykrzyczał te emocje i na tym skończył się jego problem? Nastąpiło oczyszczenie?
Można powiedzieć, że był to moment oczyszczenia. Katharsis. W kluczowym momencie terapii odkrył tę część siebie, której nie akceptował i bał się. Ambiwalentne uczucia są bardzo trudne zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. U dzieci przybierają postać wewnętrznego potwora. Maluch musi się z nim cały czas zmagać, jeśli rodzice, opiekunowie nie dają mu prawa do przeżywania trudnych uczuć, np. złości. Dlatego podczas Play Therapy staramy się stworzyć dziecku warunki do tego, aby mogło ono uporać się z trudnymi emocjami i odkryć swego wewnętrznego potwora. To, co jest odkryte, przestaje wywoływać lęk. Jest oswojone.
Gdyby ten chłopiec w taki sam sposób bawił się masą papierową w domu, to ta zabawa nie byłaby dla niego terapeutyczna?
Wszystkie dzieci się bawią. Zatem rodzice, opiekunowie, nauczyciele traktują zabawę jako naturalną formę spędzania wolnego czasu. Nie zwracają więc przeważnie uwagi na to, że zabawa ma charakter powtarzalny, zorganizowany, skupia się wokół jednego wątku i kończy w określonym momencie. A nawet jeśli opiekun to zauważy, pomyśli zapewne, że malec znudził się i zaraz wybierze sobie jakąś inną zabawkę. Terapeuta Play Therapy patrzy na tę zabawę inaczej. Jeśli dziecko z masy papierowej, ciastoliny czy piasku buduje co pewien czas tę samą scenę, to znaczy, że w zabawie napotyka granicę uczuć, której nie potrafi przekroczyć. Terapeuta poprzez swoją obecność, postawę, komunikaty niewerbalne będzie starał się stworzyć takiemu dziecku warunki, w których będzie ono mogło skonfrontować się z tymi trudnymi emocjami. Może powiedzieć na przykład: „Widzę rodzinę syczących węży. Ten wąż ma wielkie oczy. Chyba dokładnie obserwuje wszystko, co się wokół niego dzieje”. W ten sposób dziecko dostaje informację, podpowiedź, dzięki której zaczyna konfrontować się z własnymi emocjami. Podczas kolejnych sesji terapeuta będzie obserwował, czy dziecko czuje się na tyle bezpieczne, by dojść do kluczowego momentu, w którym następuje „oczyszczenie”.
Ale co to zmieni? Dziecko, którego problemy mają źródło w postępowaniu dorosłych, i tak przecież musi wrócić do rodziny…
Terapia dziecka jest głównym celem Play Therapy, ale rodzice także odgrywają w niej ważną rolę. Co kilka sesji spotykają się z terapeutą. Co nie znaczy, że są oni pouczani albo instruowani, jak mają postępować z dzieckiem. Na początku jest to zresztą niemożliwe, bo problem nie jest jeszcze rozpoznany. Jednak nawet w chwili, kiedy terapeuta zrozumie, na czym on polega, nie mówi niczego wprost. To tajemnica procesu terapeutycznego. Podczas Play Therapy w czasie sesji przeglądowych prowadzi z rodzicami swoisty dialog, podczas którego oni sami odkrywają prosty fakt – że u źródła problemów dziecka leżą często ich własne problemy. W literaturze dotyczącej Play Therapy jest wiele opisów takich przypadków. Ostatnio czytałam o dziewczynce, która nie mogła zaaklimatyzować się w przedszkolu. To była córka matki w dojrzałym wieku, która robiła wszystko, aby dziecko jak najdłużej zatrzymać przy sobie – prawdopodobnie było jej niezbędne do tego, aby mogła czuć się młodo. Podczas zabawy w piaskownicy dziewczynka ustawiała dwa słonie, małego i dużego. Kiedy mały bawił się w piaskownicy, duży zawsze stał na zewnątrz. Mały słoń pytał: „Czy mogę pójść pobawić się z konikiem?”, a duży odpowiadał: „Tak, ale ja będę stał i ciebie obserwował”. Ta sytuacja miała kilkanaście wariantów. Czasami z małym słoniem był jeszcze konik i inne zwierzęta. Duży słoń wchodził wtedy do piaskownicy i mówił: „A teraz będziecie robiły to, co ja chcę”.
To nie były dialogi, które dziecko może samo wymyśleć. Dziewczynka w zabawie powtarzała po prostu słowa matki, która ograniczała jej kontakty z dziećmi i nie dawała prawa do separacji. Podczas spotkania terapeuta zadał matce pytanie testujące jej postawę wobec tego problemu: „Czy Pani wyobraża sobie, jak będzie wyglądało Pani życie, kiedy córka stanie się dorosłą, niezależną kobietą?”. „Jeszcze wiele lat upłynie, zanim tak się stanie”, odpowiedziała. Ale za chwilę przyznała: „Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić”. Ta odpowiedź była kluczem do problemów dziecka. Kobieta, która uważała się za idealną matkę, zaczęła w końcu rozumieć, że przyczyna problemów z adaptacją w przedszkolu nie leżała tylko po stronie jej córki. Dziecko pokazywało trudność matki.
W Play Therapy zakłada się, że dziecko samo jest w stanie rozwiązywać swoje problemy. Skąd takie założenie?
Z nurtu myślenia humanistycznego, psychoterapii skoncentrowanej na osobie. Zakłada ona, że człowiek jest ekspertem od swoich problemów i jest zdolny do ich rozwiązania. Jako dorośli uważamy się za mądrych i doświadczonych. Jesteśmy przekonani, że mamy wiedzę na temat samych siebie, której dziecko nie może posiadać. To błędne myślenie. Dzieci też dobrze wiedzą, co im dokucza, tylko nie są w stanie tego zwerbalizować. Pamiętam niepozorną dziewczynkę, którą rodzice przyprowadzili do mnie, gdyż miała kłopoty w relacjach z rówieśnikami. Zadałam jej proste pytanie: „Co byś chciała mieć?”. „Broń. Zabiłabym pół klasy i ojca”, odpowiedziała. Wtedy rozwiązał się worek rodzinnych problemów…
Dlaczego obecność terapeuty pomaga dzieciom rozwiązywać ich problemy?
Gdyż w obecności terapeuty dziecko czuje: „To jest osoba dorosła, a moje problemy są bardzo ważne. Tak być musi, skoro ten dorosły poświęca mi sto procent swojej uwagi”. Czy któryś z rodziców poświęca dziecku sto procent uwagi? Terapeuta może to zrobić, bo ma na to całą sesję – 45 minut. Już samo obserwowanie i towarzyszenie dziecku w nienachalny sposób sprawia, że jego zachowanie zaczyna się zmieniać. Terapeuta aktywnie reaguje na wszystkie uczucia dziecka. Dzięki temu poznaje ono siebie i przeżywane przez siebie emocje. Terapeuta – w przeciwieństwie do wielu opiekunów – daje możliwość wyboru. To dziecko samo decyduje, co ma robić. Niektóre dzieci nie mogą odnaleźć się zresztą w tej sytuacji.
Pamiętam chłopca, który nie potrafił nawiązywać kontaktu z innymi dziećmi w przedszkolu. Trzy sesje chodził po pokoju, jakby nie był zainteresowany zabawą. „Widzę, że przez trzy sesje nie bawiłeś się żadną zabawką”, powiedziałam do niego przy kolejnym spotkaniu. „Ale to pani zawsze za mnie wybierała”, odpowiedział. Skoro ktoś inny zawsze za niego decydował, to on czuł się bezwolny. Był przekonany, że nie jest sprawcą tego, co się z nim dzieje. Trudno, aby takie dziecko było aktywne w zabawie czy miało dobre relacje z rówieśnikami, które tworzą się właśnie poprzez wspólne bawienie się. Aby rozbudzić w nim naturalne dążenie do okazywania swojej woli, wystarczyło stworzyć mu takie warunki, w których mógł dokonywać samodzielnych wyborów. Kiedy chłopiec nauczył się robić to w gabinecie, zaczął inaczej zachowywać się także w swoim naturalnym środowisku. W przedszkolu najpierw przyglądał się zabawom rówieśników, potem – co zauważyła nauczycielka – zaczął proponować jakieś dodatkowe elementy do ich zabawy. Po 6 miesiącach zakończyliśmy terapię, bo dziecko zaczęło mówić, co chce, czego nie chce, wręcz rozrabiało w przedszkolu, wiodąc prym wśród rówieśników w czasie zabaw. Najwyraźniej odzyskało poczucie sprawczości – „Ja rządzę, ja decyduję”. A przecież właśnie to było celem jego terapii.
Ilość problemów, w których Play Therapy okazuje się pomocna, jest przeogromna. Czy sprawdza się także w przypadku dziecięcej traumy?
Tak. Posłużę się przykładem mojego małego pacjenta. To był kilkuletni chłopiec, który przeżył wypadek samochodowy. Bawiąc się, nieustannie rozbijał samochodziki. Mama nie mogła tego znieść, bo – jak twierdziła – ta zabawa przypominała jej straszny wypadek. Rzeczywiście, na początku terapii dziecko odtwarzało scenę wypadku – drogą jechał samochód, drugi wyjeżdżał zza zakrętu. Czołowe zderzenie! W tym momencie chłopczyk przerywał zabawę i wybierał inne zabawki. Podczas następnych sesji odtwarzał kolejne zdarzenia. Po zderzeniu przyjeżdżała karetka i policja, pojawiali się ludzie, którzy próbowali pomagać w akcji ratunkowej. Wreszcie na piątej sesji dziecko doszło w swojej zabawie do chwili, gdy wiadomo było, co się stało z ofiarami wypadku – ktoś został zabrany do szpitala, ktoś zmarł. To był koniec traumatycznej zabawy. Później chłopiec nadal bawił się samochodami, ale nie było już zderzenia, policji, karetki. Samochód odzyskał swoją funkcję jako zabawka, a nie maszyna do zabijania ludzi.
W czasie terapii chłopiec przeżywał to zdarzenie, ale próbował na nie patrzeć z lotu ptaka – nie jako uczestnik, lecz obserwator. Krok po kroku porządkował własne uczucia, starając się odzyskać poczucie kontroli nad sytuacją, na którą nie miał przecież wpływu. To istotne, bo w niektórych typach terapii celowo nakłania się pacjentów do ciągłego odtwarzania szczegółów traumatycznych zdarzeń. Badania naukowe wskazują jednak, że nie tędy droga. Przeżywanie wciąż na nowo traumatycznego zdarzenia, zamiast zmniejszać psychiczny uraz, powoduje utrwalenie negatywnych odczuć. W przypadku Play Therapy nie ma takiego efektu. Dziecko – w miarę swojej gotowości – na każdej kolejnej sesji posuwało się dalej we własnej narracji tego traumatycznego zdarzenia, aż wreszcie przestało ono wywoływać w nim złe emocje.
Czy Play Therapy jest pomocna także w przypadku dzieci niesłyszących?
Tak, ale po trzecim roku życia. Z myślą o młodszych dzieciach stworzono tzw. Filial Therapy, która obejmuje nie tylko dzieci, lecz także ich matki i ojców. Dla rodziców dzieci, które rodzą się z jakąś niepełnosprawnością, pierwsze trzy lata to okres krytyczny. Matki i ojcowie często przeżywają wtedy traumę diagnozy niepełnosprawności i nie umieją odnaleźć się w roli opiekunów. Rodzice dziecka, które przychodzi na świat jako niesłyszące, często uważają, że nie ma możliwości komunikowania się z maluchem. Skoro dziecko nie słyszy (i nie mówi), to oni też milczą. A przecież można komunikować się bez słów! Marszczenie brwi, kiwanie palcem, gesty wystarczają do nawiązaniu kontaktu z dzieckiem. Takiej komunikacji niewerbalnej rodzice muszą się jednak dopiero nauczyć. Dlatego tak ważne jest objęcie opieką matek dzieci do 3 roku życia. Jest to wiek graniczny, w którym można rozpocząć Play Therapy, z założenia skupiającej się przede wszystkim na dziecku. Terapia przez zabawę dzieci niesłyszących zasadniczo różni się jednak od terapii dzieci z innymi problemami. W przypadku dzieci głuchych terapeuta jest skupiony na dziecku, ale dziecko jest również skupione na terapeucie. Role są więc po części odwrócone – niesłyszące dziecko cały czas obserwuje terapeutę i analizuje jego zachowanie.
Dlaczego następuje takie odwrócenie ról?
Dzieci niesłyszące bawią się same, bo ani rówieśnicy, ani opiekunowie często nie są w stanie nawiązać z nimi kontaktu. Efektem tej samotności jest frustracja i wycofanie. Kiedy więc takie dziecko trafia na terapię, zaczyna uważnie przyglądać się osobie, która ją prowadzi. Szuka informacji – kto to jest, jaki to człowiek? Dlatego wszystko, co robi terapeuta, każdy obserwowany ruch, gest, grymas twarzy, jest dla niesłyszącego dziecka swoistym komunikatem. Jeśli ten komunikat wywoła w maluchu pozytywne odczucia („On wie, o co mi chodzi, ja się z nim dobrze bawię”), nić porozumienia zostanie nawiązana. Tak było na przykład w przypadku niesłyszącego trzylatka, który przychodził na sesję i cały czas bawił się samochodzikami. Na moją obecność nie zwracał niejako uwagi. Mimo to chodziłam za dzieckiem i starałam się robić to samo, co ono robiło i przede wszystkim w taki sam sposób. Chłopczyk nie pozostał na takie zachowanie obojętny. Podczas trzeciej sesji zawarczał, naśladując samochód, i spojrzał na mnie. To był prosty komunikat: „Nie chcę być sam, chcę żebyś była ze mną, chcę żebyś przeżywała to, co ja przeżywam”. Kiedy więc ja również zawarczałam tak jak jego auto, uśmiechnął się szeroko i kontynuował zabawę, już uwzględniając w niej moją obecność.
Wycofanie to częsta reakcja niesłyszących. Z jakimi innymi problemami dzieci z wadą słuchu spotyka się Pani podczas terapii?
Pamiętam dziesięciolatka, któremu podczas rozmowy wstępnej zadałam proste pytanie: „Jaki masz problem?”. Właściwie nie oczekiwałam na nie odpowiedzi. Tymczasem chłopiec odpowiedział: „Jestem głupi”. A potem dodał: „Właściwie nie wiem, co mi jest”. Matka chłopca była zszokowana tą odpowiedzią. „Syn nigdy tak o sobie nie mówił”, twierdziła. I z pewnością tak było, bo też nikt wcześniej zapewne nie zadał mu takiego prostego, a zarazem trudnego pytania. W obecności psychoteraputy chłopiec mógł zaistnieć jako osoba, dlatego powiedział, co go dręczy.
Ten dziesięciolatek komunikował się werbalnie, więc kontakt z nim był stosunkowo prosty. Dziecko 3–4-letnie, które nie może przekazać swoich odczuć za pomocą słów, będzie np. waliło klockami o podłogę albo gryzło piłki. Z każdym maluchem można jednak nawiązać kontakt, stworzyć relację terapeutyczną. Trzeba tylko znać i dobrać takie narzędzie, które będzie odpowiednie do komunikowania się z nim. Tylko wtedy jest szansa, że jego wewnętrzny potwór przestanie go dręczyć.
Rozmawiała: Jolanta Chyłkiewicz