Samotność to nie tylko źródło psychicznego dyskomfortu, lecz także przyczyna podwyższonego ryzyka wielu chorób, m.in. sercowo-naczyniowych. Ostatnio stała się tematem wielu badań z zakresu psychologii i neuronauki. Jedno z nich jest realizowane we współpracy z Naukowym Centrum Obrazowania Medycznego IFPS przez prof. Łukasza Okruszka z Instytutu Psychologii PAN, któremu w ramach konkursu „Opus” Narodowe Centrum Nauki przyznało grant na projekt „Jak samotność wpływa na przetwarzanie informacji społecznych? Od aktywności neuronalnej przez markery fizjologiczne do codziennego funkcjonowania”.
Co to znaczy być samotnym?
Prof. Łukasz Okruszek: Za samotne uważa się przeważnie osoby, które mają bardzo mało kontaktów z innymi. Jednak nie liczba kontaktów jest najważniejsza, lecz raczej ich jakość. Psycholodzy rozumieją samotność jako subiektywne poczucie braku satysfakcji z relacji społecznych. Nie każda osoba żyjąca w pojedynkę musi czuć się osamotniona. Samotnie natomiast może czuć się ktoś, kto ma mnóstwo znajomych i stale przebywa wśród ludzi. Jego relacje nie są jednak w jego ocenie satysfakcjonujące i nie zaspokajają jego potrzeb. Długo myślano, że samotność to komponenta depresji. Dzisiaj wiemy, że tak nie jest – jeśli jestem samotny, to jestem niezadowolony z relacji, a jeśli mam depresję, to wszystko sprawia mi przykrość.
Projekty badawcze nie dotyczą zazwyczaj zjawisk marginalnych, tylko stanowiących istotny problem w społeczeństwie. Dlaczego samotność jest postrzegana jako problem społeczny?
Bo dotyka coraz więcej osób na świecie. Zacznę od najbardziej jaskrawego przykładu. W Japonii od dawna obserwuje się zjawisko hikikomori – prawie pół miliona młodych Japończyków całymi miesiącami, a czasem i latami, nie wychodzi z domu i nie utrzymuje żadnych kontaktów. W naszym rejonie nie ma takich skrajności, jednak na samotność uskarża się coraz więcej osób. W krajach anglosaskich około 20 proc. społeczeństwa ją odczuwa. Jest to problem na tyle nasilony, że w Wielkiej Brytanii rozszerzono kompetencję jednego z ministerstw o tematykę przeciwdziałania samotności. Inne kraje, np. skandynawskie, też próbują radzić sobie z nim na poziomie systemowym z uwagi na skutki, jakie samotność ma dla zdrowia publicznego. Samotność negatywnie wpływa zarówno na zdrowie psychiczne, jak i fizyczne. Badania pokazują, że osoby samotne, także te, które mają kontakty z innymi, ale nie są z nich zadowolone, częściej chorują m.in. na choroby sercowo-naczyniowe, otępienne i wiele innych. Jedna z metaanaliz pokazała, że osamotnienie jest związane z podobnym wzrostem umieralności, co inne dobrze zbadane czynniki ryzyka – wpływ ten porównywany był do palenia 15 papierosów dziennie albo nadciśnienia tętniczego. Gdyby pojawiła się jakaś choroba, która powodowałaby taki wzrost ryzyka śmiertelności jak samotność (ok. 26 proc.), to z pewnością uruchomiono by strategie jej zapobiegające. Nic więc dziwnego, że w niektórych krajach wdraża się programy walki z samotnością, a naukowcy szukają przyczyn tej epidemii, jak często nazywa się to zjawisko, oraz badają, dlaczego ma ona taki negatywny wpływ na zdrowie.
Co już wiadomo?
Na razie tylko tyle, że u osób samotnych podwyższona jest aktywność osi podwzgórze – przysadka – nadnercza, która odpowiada za reakcję stresową. Te osoby są wyczulone na potencjalne zagrożenie, zwłaszcza ze strony innych. Intensywniejsza jest u nich reakcja „walcz lub uciekaj”. A regulacja układu związanego z odpoczynkiem jest mniejsza.
Takie reakcje są efektem specyficznego przetwarzania bodźców o charakterze społecznym w mózgu. Wykorzystując metodologię badań z zakresu neuronauki poznawczej, chcemy więc sprawdzić, jakie różnice występują w aktywności systemów neuronalnych związanych z funkcjonowaniem społecznym pomiędzy osobami, które czują się samotne, a tymi, które takiego poczucia nie mają. Mózg jest osadzony w ciele. Jeśli zatem widzimy większe ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, to próbujemy uchwycić mechanizmy związane z samotnością wpływające na układy inne niż ośrodkowy układ nerwowy. Jesteśmy zainteresowani wskaźnikami związanymi z reakcją przywspółczulną, czyli zmiennością rytmu serca. Gwoli wyjaśnienia – na poziomie autonomicznego układu nerwowego mamy dwa układy. Jeden pozwalający nam szybko zareagować na stresor i odpowiadający m.in. za naszą reakcję „walcz albo uciekaj”, a drugi to układ przywspółczulny, który – kiedy zagrożenie minie – pozwala się nam zrelaksować. U osób samotnych ta regulacja przywspółczulna prawdopodobnie nie działa prawidłowo, dlatego osoby samotne mają problemy z odreagowaniem stresu i odpoczynkiem.
Wiadomo już sporo, jaki jest zatem plan dalszych badań?
Najprościej mówiąc, przy użyciu skanera rezonansu magnetycznego chcemy ocenić, jak mózg osób samotnych reaguje na różne bodźce, i porównać zebrane dane z reakcją obserwowaną u osób, dla których samotność nie stanowi istotnego problemu. Do badań zakwalifikowaliśmy także osoby, które są pośrodku tego spektrum i u których w ramach eksperymentu możemy sztucznie wywołać poczucie wykluczenia czy samotności.
Jak wywołać poczucie samotności w laboratorium?
Można używać do tego tzw. gier społecznych, podczas których gracz, czy grupa graczy, ignoruje jakiegoś człowieka. To sytuacja, w której ignorowana osoba doznaje poczucia wykluczenia. A jest to dla nas, ludzi – co trzeba podkreślić – jedno z najdotkliwszych doznań psychicznych. W aktualnym projekcie stosujemy jednak inną, używaną od dwóch dekad, manipulację – przed rozpoczęciem badań w skanerze rezonansu magnetycznego uczestnicy wypełniają zestaw testów psychologicznych, a badacze przekazują im potem informację, że ich relacje najprawdopodobniej się wkrótce rozpadną. To oczywiście informacja fałszywa, bo na podstawie testów nie można ocenić przyszłego rozwoju kontaktów społecznych konkretnej osoby. W odpowiedzi na tę wiadomość przekazaną przez grupę psychologów u uczestników badania pojawiają się odczucia bardzo zbliżone do samotności, dzięki czemu przy użyciu metod neuroobrazowania można zaobserwować, jak powyższa informacja wpłynęła na aktywność neuronalną badanych. Oczywiście zaraz po zakończeniu skanowania badani dowiadują się, że zostali poddani manipulacji. Zaznaczę, że cała procedura została zatwierdzona przez komisję etyki badań naukowych, zaś chwilowe wywołanie poczucia samotności u badanych nie wpływa znacząco na ich psychikę.
Obecnie wiadomo, że samotność sytuacyjna, zarówno ta wywołana w warunkach laboratoryjnych, jak i ta długotrwała u osób pozbawionych dobrych kontaktów z innymi, wywołuje określone reakcje mózgu. Podczas naszych badań będziemy m.in. porównywać obrazy uzyskane u uczestników poddanym manipulacjom z obrazami mózgu ludzi prawdziwie samotnych. Chcemy dowiedzieć się, czy i na ile wzorce pracy mózgu uzyskane u tych dwóch grup będą do siebie podobne.
Czy wstępnie wiemy już, jak samotność zmienia aktywność mózgu?
Z badań innych grup wiadomo, że u samotnych obserwuje się wzmożoną aktywność struktur mózgu, m.in. ciała migdałowatego, które są odpowiedzialne za wykrywanie bodźców zagrażających. Słabsza jest natomiast aktywność ośrodków korowych (np. kora przedczołowa, styk ciemieniowo-skroniowy), które odpowiadają za kontrolę i regulację emocji. To łatwo wyjaśnić. Jeśli ktoś jest skupiony na szukaniu zagrożenia ze strony innej osoby, to nie zastanawia się, jakie motywy kierują tą osobą i nie ocenia racjonalnie jej intencji.
A w jaki sposób samotność przekłada się na reakcje fizjologiczne, zdrowie?
To także będzie przedmiotem naszego badania. Jego uczestnicy przez 7 dni noszą urządzenia typu smartwatch rejestrujące rozmaite wskaźniki fizjologiczne, a jednocześnie za pośrednictwem telefonów wypełniają ankiety dotyczące m.in. ich aktywności i samopoczucia. Informacje, jakie od nich uzyskujemy, będziemy porównywać m.in. z informacjami uzyskanymi podczas badań uczestników w warunkach laboratoryjnych za pomocą skanera. Chodzi o to, aby zmiany zarejestrowane w laboratorium zestawić z tymi obserwowanymi w czasie, kiedy badani przebywają w swoim naturalnym środowisku.
Czy skłonność do samotności wpisuje się w osobowość człowieka, czy też jest to skutek jakichś zdarzeń?
Skłonność do samotności można odziedziczyć. Ale także wzorce relacji w rodzinie mogą predysponować do tego, że człowiek nie buduje sieci wsparcia, której potrzebuje, i cierpi, że jej nie ma. Każdy czasem czuje się samotny, ale są osoby, które często albo zawsze czują się samotne – jest to stały wzorzec ich funkcjonowania. W tym projekcie będziemy więc starali się odpowiedzieć także na pytanie, jakie cechy predysponują nas do samotności i czy istnieją mechanizmy poznawcze, które sprawiają, że niektóre osoby są bardziej na nią podatne.
A na ile samotność ma związek z wychowaniem?
Nie jest tajemnicą, że to, w jaki sposób reagujemy na bodźce społeczne, zależy od wczesnodziecięcych relacji – czy dorastaliśmy w bezpiecznym środowisku i czy nasze pierwsze relacje z rodzicami były dobre czy złe. Na takim podłożu kształtuje się wrażliwość mózgu społecznego i struktur związanych z przetwarzaniem bodźców, m.in. tych związanych z zagrożeniem. Ktoś, kto nie wychowywał się w bezpiecznym środowisku, może reagować na neutralne bodźce tak, jakby były one zagrażające.
Samotność może mieć jednak najróżniejsze przyczyny – może odczuwać ją młoda matka pozostająca w domu z dzieckiem, człowiek, który w poszukiwaniu pracy zdecydował się na emigrację, dokucza także osobom niepełnosprawnym, a prowadząc badania w Kajetanach, nie sposób nie wspomnieć, że problemy ze słuchem także mogą być jej powodem. Każda forma niepełnosprawności, która utrudnia nawiązywanie kontaktów i ogranicza funkcjonowanie przyczynia się do powstawania tego odczucia.
Samotność często dotyka osoby starsze, zwłaszcza po śmierci życiowego partnera. Badania pokazują jednak, że najbardziej uskarżają się na nią młodzi w wieku 18–25 lat. To skutek tego, że osobom z tej grupy wiekowej do nawiązywania i podtrzymywania relacji służą portale społecznościowe w internecie. Używanie urządzeń elektronicznych bardzo mocno wpływa na rozwój i jakość kontaktów międzyludzkich.
Od dawna psychologowie ostrzegają, że kontakty na Facebooku nie zastąpią tych bezpośrednich.
Nie ulega wątpliwości, że na skutek używania urządzeń elektronicznych relacje społeczne się kurczą. 20–30 lat temu ludzie mieli znacznie więcej niż dziś znajomych i przyjaciół, z którymi mogli porozmawiać szczerze czy zwierzyć się im z problemów. W porównaniu z krajami anglosaskimi w Polsce nie widać jeszcze skali tego problemu, ale na przykład w Warszawie jest bardzo dużo jednoosobowych gospodarstw domowych, znacznie więcej niż w większości europejskich stolic.
Konieczność izolacji z powodu pandemii przyczyniła się do nasilenia epidemii samotności?
To, co się ostatnio zdarzyło, jest wielkim, wymuszonym w skali społeczeństw eksperymentem. Już na początku pandemii przeprowadziłem badania, z których wynikało, że osoby samotne odczuwały większe niż inni nasilenie lęku i depresji. Przymusowe odosobnienie było dla nich bardziej dotkliwe, przez co mogli być nawet mniej skłonni do stosowania zaleceń dotyczących dystansowania społecznego. Obserwacja zachowań w czasie pandemii potwierdziła tylko to, o czym wspominaliśmy już wcześniej – rozmowy przy użyciu narzędzi takich jak komunikatory, telefony są tylko substytutem bezpośrednich kontaktów.
Wciąż jesteśmy skazani na utrzymywanie dystansu społecznego. I taka sytuacja będzie miała miejsce dopóty, dopóki nie zaszczepimy się na koronawirusa. Czy nie obawia się Pan, że nauczymy się żyć z takim dystansem i uznamy go za normę?
Nie jestem co do tego przekonany. Tylko na początku możliwość pozostania w domu, pracy zdalnej wydawała się nam atrakcyjna. Potem – jak wynika z moich obserwacji – wszyscy mieli już dość patrzenia na komunikatory internetowe, uświadomili sobie, że wolą jednak rozmawiać ze sobą bezpośrednio. Odkryliśmy, że kontakty bezpośrednie są nam bardzo potrzebne. Im bardziej będą one w związku z rozwojem pandemii ograniczane, tym bardziej będzie to nam odbierać poczucie dobrostanu.
Cierpiących z powodu osamotnienia będzie więc prawdopodobnie coraz więcej. Jak będzie im można pomóc? I czy wyniki prowadzonych badań będą wykorzystywane w praktyce?
Tym ludziom nie jest łatwo pomóc. Samotność to sygnał, że powinniśmy próbować nawiązać relacje z innymi albo podnieść ich jakość. Jeśli jednak ktoś jest zamknięty i wszędzie widzi zagrożenie, to ciężko mu nawiązać kontakt z innym człowiekiem, nawet jeśli ten wyciąga do niego rękę. Samo stwarzanie okazji do interakcji z innymi nie wystarczy, bo człowiek cierpiący na samotność i tak z niej nie skorzysta. Poszukujemy więc sposobów pozwalających na normalizację przetwarzania bodźców społecznych, prowadzącą do zmiany przekonania na temat innych ludzi. Obecnie próbuje się na przykład badać hikikomori, co – jeśli wziąć pod uwagę ich specyficzny tryb życia – nie jest łatwe. Nad tym, dlaczego miliony ludzi wyłącza się z normalnej aktywności, izoluje się od społeczeństwa, zamyka na długi czas wewnątrz własnego domu lub pokoju, zastanawiało się nawet ostatnio prestiżowe pismo „World Psychiatry”.
Na razie osobom cierpiącym z powodu samotności można zaproponować terapię mającą na celu osłabienie mechanizmów takich jak atrybucja wrogości – przypisywanie innym osobom złych intencji, albo poczucia, że życie to walka. Istotna jest też edukacja – zwiększanie świadomości, jak ważna dla naszego dobrostanu jest jakość relacji z innymi ludźmi.
Rozmawiała: Jolanta Chyłkiewicz
Źródło: „Słyszę”, nr 5/2020